Przepisywanie paragonów
Wśród historii moich projektów znajdziesz wpis o e-paragonie. Jeśli nie znasz go, to warto do niego wrócić, żeby poznać tło.
Follow-up
No i jak sobie tak to przemyślałem, to postanowiłem zrobić eksperyment jednak.
Zaprojektowałem to właśnie w taki sposób:
- Klient robi zdjęcie paragonu
- Wysyła go na adres paragon@kukla.tech (nawet nie kupowałem żadnej domeny pod to)
- Ja ręcznie przepisuję wszystko do arkusza Google i wysyłam w odpowiedzi linka.
Utworzyłem skrzynkę mailową, wiadomość autorespondera, w której zawarłem warunki, informacje kiedy co i jak. Pierwsze 10 paragonów za darmo, kolejne w abonamencie do 100 paragonów max.
I promka: poleć znajomym, dostaniesz miesiąc gratis za każdego, który wyśle min. 3 paragony. Taki mały growth hack.
Czas przygotowania: 1-2h.
Dlaczego my dzielimy na szczegółowe kategorie?
Jako przedsiębiorca i sporadyczny etatowiec zarabiam bardzo różnie. Raz uda mi się zgromadzić kilkadziesiąt tysięcy zł oszczędności. Potem przez kilka miesięcy źródełko wysycha, bo zajmuję się czymś zupełnie niedochodowym i muszę żyć z oszczędności.
Spisywanie wydatków ogólnie daje mi pogląd na ile miesięcy laby mnie stać. Kiedy muszę wrócić do pracy, jakie mam wydatki nieregularne, kiedy potrzebuję więcej, a kiedy mniej.
A rozbijanie na dodatkowe kategorie pozwala mi wyodrębnić koszty, które są luksusem. To pozwala mi oszacować ile z tych kosztów to niskowiszące owoce, czyli łatwe oszczędności. Łatwo jest mi zrezygnować z droższych produktów i zastąpić je tańszymi lub w ogóle wyeliminować.
Czasami przy analizie wydatków pojawiają się takie koszty, których nie byłem świadomy i dopiero ich skala daje mi do myślenia.
Kiedyś piliśmy wodę gazowaną, ale jak zobaczyliśmy, że wydajemy 20-30 zł miesięcznie i generujemy mnóstwo plastiku przy tej okazji, a do tego wcale ta woda nie jest taka zdrowa, to przerzuciliśmy się na wodę z kranu.
Decyzja była prosta, z niską barierą, łatwa do podjęcia. Potrzebna była tylko świadomość i zakwestionowanie tego kosztu.
Segmentacja – jak dotrzeć do 100 potencjalnych klientów?
Miałem zaprojektowaną usługę, która za pierona się nie skaluje. Fotka, mail, ręczne przepisanie.
Myślałem o zrobieniu prostej reklamy na YT, 20s: segment (spisujesz wydatki?) + korzyść (więcej czasu dla siebie i rodziny) + cta z bezpłatnymi testami (wyślij na maila i przetestuj bezpłatnie).
Pomyślałem, że 100 os. spisujących wydatki, do których dotrę z reklamą, to będzie wystarczająca grupa osób na początek.
Kto spisuje wydatki? Osoby, które oszczędzają pieniądze albo chcą mieć poczucie kontroli nad swoimi finansami.
A wśród tych osób, które oszczędzają pieniądze? Na pewno ci, którzy mają długi i szukają metod na oszczędzanie pieniędzy, żeby z tych długów wyjść. Oni raczej nie zapłacą za usługę, a poza tym sam kiedyś byłem w długach i dla mnie to nieetyczne dawać im jeszcze pokusę w postaci płatnej aplikacji. Lepiej, żeby poświęcili trochę czasu na dokładną analizę i sami wyciągnęli wnioski, to da im dużo lepsze rezultaty.
Ja z żoną spisuję wydatki i szkoda mi czasu swojego i jej na to. Widzę, jak się żona frustruje, jak siada do wydatków, podczas gdy dzieci latają dookoła. Może więc moja bańka? Programiści, przedsiębiorcy? Jest nadzieja.
Najłatwiej do programistów byłoby się dostać, ale już nie pracowałem w software house, gdzie było ze 200 programistów, którym mogłem zaoferować udział w betatestach. Trochę też obawiałem się, że wyśmieją moje podejście albo będą sami chcieli zrobić, ale najbardziej odrzucała mnie myśl o spamowaniu ich.
Przez chwilę walczyłem ze sobą, bo znów nie chciałem wchodzić w rolę sprzedawcy-spamera, ale przypomniałem sobie, że taka usługa dla niektórych może mieć wartość i nieetyczne byłoby nie dać im szansy na skorzystanie z rozwiązania, jeśli go potrzebują. Wyobrażałem sobie ulgę na ich twarzy, że nie muszą przepisywać paragonów, tylko wsiadają na rower i odjeżdżają w dal, albo bawią się z dziećmi w ogrodzie.
Kanały – jak dotrzeć do tych ludzi?
No więc bez spamu, do przedsiębiorców. Może napisać wprost na grupie Rozmowy o startupach? Spam, wyrzucą mnie, po co mi to.
Przemyślałem więc czego ja potrzebuję. Dotrzeć do 100 os., które spisują wydatki. To mój cel.
Napisałem więc post zgodnie z prawdą i intencjami:
Hej, mam pomysł na aplikację ułatwiającą monitorowanie prywatnych wydatków. Mam już koncepcję na walidację. Teraz poszukuję min 100 osób, które spisują wydatki i chcą zaoszczędzić czas.
Myślałem o segmencie osób, które spisują wydatki, ale nie oszczędzają przesadnie, czyli prawdopodobnie nie mają długów, a zależy im na czasie dla rodziny lub dla siebie, albo mają na tyle duże przychody, że wydanie 20-50 zł miesięcznie za usługę, która zaoszczędzi im 2-4h miesięcznie nie będzie problemem.
Macie może pomysł jak dotrzeć z reklamą do takich osób?
Preferuję niskokosztowe (budżet powiedzmy 200 zł) i szybkie sposoby. Myślałem o wideo z prostą 20-sekundową reklamówką: segment + korzyść + cta z bezpłatnymi testami, ale nie jestem dobry w targetowaniu na YT czy FB.
Poczułem ulgę i zadowolenie, że mogę napisać coś, co zarówno da mi szansę na poznanie ciekawych spostrzeżeń, pomysłów na walidację, pobudzi może kreatywność członków grupy, a do tego zacznę się pozycjonować na eksperta w tematyce walidacji pomysłów biznesowych w rytmie slow life.
Od widoczności zaczyna się networking.
Głębiej
Zaczęły spływać pierwsze odpowiedzi w stylu:
Po co kolejna apka, jest ich pełno już za darmo
Powodzenia, choć nie wróżę sukcesu.
Zobacz jak to robi konkurencja
Na wszystkie cierpliwie w stylu:
Dziękuję za opinię 🙂 Nie szukam konkurencji, za to szukam 100 os., które spisują wydatki. Masz może pomysł jak do nich dotrzeć?
To był cel. Dotrzeć do tych 100 os. w miarę szybko i bez kosztów.
Czułem się jeszcze bardziej zadowolony, że mogę ze spokojem odpowiadać na komentarze, które niewiele wnosiły do tematu i nakierowywać na odpowiedni tor. Nie wychodziłem za bardzo poza moją strefę komfortu i miałem jasny cel przed oczami. Nie wdawałem się w dyskusje o sensowności „kolejnej” aplikacji do zarządzania wydatkami.
Może błędem było nazywaniem tego aplikacją, raczej powinienem użyć słowa usługa. No ale trudno, następnym razem spróbuję inaczej.
Zgodnie z sugestiami, które padły, napisałem do influencerów z zajawką współpracy, zapisałem się do kilku grup na FB w tematyce oszczędzania i budżetu domowego.
Grupy w temacie oszczędzania na FB
Przed grupami mnie ostrzegali oczywiście, że jak wbiję na krzywy ryj, to się to obróci przeciwko mnie.
Nie przejmowałem się tym, bo nie zamierzałem nikogo spamować, jeśli nie wykazywał zainteresowania tematem.
Napisałem więc na kilku grupach takie ogłoszenie:
Hej, projektuję aplikację ułatwiającą monitorowanie wydatków prywatnych i szukam osób, które przepisują paragony do excela czy apki, ale wolałyby spędzić ten czas inaczej (albo nie spisują, bo wolą spędzać ten czas inaczej ). Jakie macie największe wyzwania z tym związane?
Celem było zdobycie większego zrozumienia rynku. Może takiej potrzeby w ogóle nie ma?
Gdzieś w głębi bałem się nadal, że ktoś ukradnie pomysł i sam zrobi. Ale na poziomie intelektualnym wiedziałem, że sam pomysł, to nie wszystko. Nawet idealny pomysł, bez świetnej realizacji, może nie wypalić.
I tutaj zrobiło się bardzo ciekawie. W podsumowaniu drugiego dnia eksperymentu widzę ponad 100 komentarzy. Prawdopodobnie około połowy to moje, bo starałem się odpowiadać na każdą wiadomość i dopytywać o szczegóły.
Tutaj odpowiedzi podobne: są apki, tu masz linki do konkurencji, a po cholerę, nikt za to nie zapłaci, itd.
Kilka osób napisało, że spisują i przydałoby się coś takiego, że robi się zdjęcie paragonu telefonem i apka sama dzieli na kategorie.
Bingo!
Napisałem do nich wiadomość prywatną i zaprosiłem do darmowych testów. W tych rozmowach zaczęły wychodzić jeszcze inne rzeczy. Część osób trochę kręciła, że teraz nie mają paragonów, że muszą iść na zakupy, albo że chyba jednak nie są grupą docelową, bo nie robią analiz i nie chcą poświęcać na to czasu.
Zaczęła też kiełkować w mojej głowie obawa, że dzielenie na kategorie może być różne w zależności od osoby i to może się okazać kłopotliwe.
Doprecyzowanie potrzeby i wartości
Szybko też okazało się, że największym problemem są w zasadzie tylko te paragony długie, z marketów, gdzie należałoby go podzielić na kategorie, żeby wyodrębnić te kategorie, które nas interesują, zwłaszcza te luksusowe wydatki, używki, przekąski, alkohol, itd.
Niektórzy podchodzili do tego w ten sposób, że zaokrąglają do pełnych złotówek te wydatki, które są ich zdaniem luksusowe i dopisują w notatkach do paragonu jedną liczbę, potem na koniec miesiąca to sumują i zajmuje im to dużo mniej czasu.
Proste, szybkie, skuteczne. W sumie to taki lifehack, którego sam mógłbym użyć. Może to jest rozwiązanie mojego problemu z wydatkami?
Zacząłem się też zastanawiać po co tak naprawdę rozdzielać to tak dokładnie. Tutaj wyszły jakieś moje przekonania. Robiliśmy to, bo robiliśmy, z jakiegoś poczucia kontroli, ale może ono nie daje mi aż tak dużo, jak się spodziewałem? Może wystarczy mi wiedzieć, czy co miesiąc jestem na plus czy na minus? Ile kasy odkładam?
Wiem jednak, że podział na kategorie daje mi dobry obraz sytuacji i wiem, że na podstawie historycznych danych mogę zrobić szacunki na przyszłość, co daje mi większe poczucie bezpieczeństwa.
No więc może innym jednak też? A może coś innego im to daje? Jakie jeszcze mogą być powody, dla których ludzie dzielą? Takie nieoczywiste, których ja nie dostrzegam.
Zacząłem drążyć bardziej po co oni właściwie dzielą to na mniejsze kategorie.
Ktoś powiedział, że dzięki temu ma kontrolę nad tym, czy żona nie wydaje za dużo.
Ale ja mam zaufanie do żony i wierzę, że kupuje najlepsze możliwe produkty w najlepszej cenie. To prędzej ona mogłaby mieć do mnie mniejsze zaufanie w tej kwestii 😉
Poza tymi tematami było pełno różnych sposobów na zarządzanie wydatkami. Niektóre banki i sklepy oferowały zapisywanie wydatków w swoich systemach. Jedna apka łączy się też z bankami i automatycznie pobiera wyciągi i przypisuje do odpowiednich kategorii.
Niektórzy spisywali wydatki na kartce 🙂
Rozmowa z Gosią
Miałem zaplanowaną rozmowę z Gosią, z którą rozmawiamy o startupach w rytmie slow life i w zgodzie ze zrównoważonym rozwojem. Być może razem projekt wspólnie uruchomimy, ale to jeszcze tajemnica 😉
W każdym razie omawiałem z nią ten eksperyment i powiedziała trzy rzeczy, które mnie zainteresowały.
Pierwsza to aplikacja Splitwise, która służy do ułatwienia dzielenia się rachunkami ze znajomymi lub partnerami. Pomysł spoko, nie sądziłem, że może być taka potrzeba.
Druga rzecz, to wydzielanie wydatków, które są luksusowe, a nie w sensie pozycji zbędnych, tylko ceny. Np. można kupić ser za 30 zł/kg, ale można też kupić za 60 zł/kg.
Pomyślałem więc, że dodatkową wartością tej aplikacji mogłoby być informowanie klienta o tym, że kupuje drogie rzeczy i gdyby trochę zacisnął pasa, to mógłby wydać X zł miesięcznie mniej na tańszych produktach. Czyli wchodzimy w narzędzie typu business intelligence, a nie tylko surowe dane do własnej analizy.
Taka wartość wyszła też z rozmowy z jedną z potencjalnych klientek, która właśnie zwróciła uwagę na to, że samodzielna analiza nie brzmi jak coś, co nie zajmuje czasu. Podrążyłem i zapytałem, czy interesowałoby ją coś w rodzaju: „hej, w tym miesiącu wydałaś X zł na przekąski i inne luksusowe rzeczy”.
Trzecia rzecz, którą powiedziała Gosia, to była sugestia rozważenia innego segmentu. Może restauratorzy widzieliby w tym wartość?
Akurat znam tę branżę dość dobrze i sądzę, że to mogłoby być wartościowe. W tej branży raczej idzie się na skalę i kupuje ilości hurtowe, więc analiza kosztów mogłaby być opłacalna. Za tę samą usługę restauratorzy mogliby być skłonni zapłacić znacznie więcej niż konsumenci.
I tutaj już pojawiły się 2 potencjalne piwoty na przyszłość.
Ale póki co eksperyment trwa dalej.
Celem było znalezienie 10 osób, które będą wstępnie zainteresowane tematem. I to się udało w drugim dniu eksperymentu. Napisałem do wszystkich, chociaż nie wszyscy chyba przeczytali wiadomość, ale kilka osób tak. Obiecali, że wyślą paragony po zrobieniu zakupów. A że Święta Wielkanocne się zbliżały, to liczyłem na długie rachunki.
W drugim dniu eksperymentu czułem już lekkie zniechęcenie do dalszych poszukiwań. Kilka razy dopiero przy drążeniu tematu okazało się, że są osoby wprost deklarujące gotowość do udziału w testach, choć jeszcze nie wiedzieli dokładnie jak miałoby to wyglądać.
Czułem jednak, że póki co zainteresowanie jest na tyle niewielkie, że trochę mija się to z celem. Chciałem jednak zobaczyć jak będą reagować osoby, które dostają ode mnie usługę wysokiej jakości, choć realizowaną w pełni ręcznie i w taki sposób mało profesjonalny, na pierwszy rzut oka.
Poza tym w głowie miałem jeszcze jedno: może to są jednak earlyvangelists a do tego łącznicy i uda mi się to rozkręcić jednak? (W temacie łączników polecam książkę Punkt przełomowy Malcolma Gladwella, a co do earlyvangelists to termin, który znajdziesz w książce The Four Steps of Epiphany Steve’a Blanka).
Hipotezy i przekonania
- Nikt nie będzie czekał, aż ja ręcznie przepiszę paragon.
- Nikt nie będzie chciał wysyłać do jakiegoś nieznanego typa swoje rachunki, żeby dawać wgląd w swój portfel. Ktoś może się wstydzić tego, co kupuje i te rzeczy powinny zostać prywatne.
- 20% osób, które spisują wydatki, zapłacą 20 zł miesięcznie za usługę przepisywania paragonów i przypisywania do kategorii, bo widzą w tym wartość.
- Osoby walczące z długami nie będą chciały ponosić dodatkowych kosztów. Poza tym to nieetyczne dla mnie wciskać im produkty, które mogą im zaszkodzić.
- Nawet, jak się nie uda, to potraktuję to jako eksperyment, którym będę mógł się podzielić na blogu albo w konsultacjach. To doświadczenie, które chciałbym mieć na początku mojej kariery. Może uchroniłoby mnie to od angażowania się w tak wiele nieudanych przedsięwzięć.
- Jeśli w trakcie eksperymentu pojawi się rozwiązanie problemu albo konkurencja, która to robi dobrze, to przerwę bez żalu, bo nie zmarnuję dużo czasu ani pieniędzy.
- Wysyłka mailem i to jeszcze na domenę niezwiązaną z paragonem, brak domeny – mało to profesjonalne wszystko i nie wzbudza zaufania.
Eksperyment przerwany
Aktualnie nie zamierzam wracać do tego projektu, bo nie jest dla mnie aż tak interesujący i nie rozwiązuje żadnego z moich problemów.