Okiełznać inspirację

(zaktualizowane )

Jest już po 20. Przed godziną, pod wpływem impulsu, opublikowałem krótkie przemyślenie na Facebooku:

Czy mieliście kiedys tak, ze wiecie, ze jakas inspiracja czeka na Was np. w kolejnej ksiazce i zwlekacie z jej przeczytaniem, zeby byc pelnym energii i gotowym na jej (inspiracji) przyjecie i wykorzystanie w pelni?

Jakież to frustrujace tak sobie nie pozwalac, dawkowac, wydzielac.

Dziwna ta strefa komfortu

Pomyślałem sobie przy tym, że wyszedłem poza swoją strefę komfortu, ale jakimś dziwnym wyjściem. Strefa komfortu najwidoczniej ma nie tylko mury i jakieś wrota z mostem zwodzonym nad fosą, ale także tajemne przejścia, okna, magiczne portale, dziury w murze, a może nawet trampoliny, które pozwalają wyskoczyć poza fosę.

Wyszedłem poza moją strefę komfrtu, ale jakoś inaczej, niż zwykle. Zazwyczaj to oznaczało robienie czegoś, czego się jeszcze nie robiło, typu przemówienia publiczne. Ale teraz miało to inny wymiar. Wymiar emocjonalny. Bo przecież pisałem już nie raz na FB, ale chyba nigdy o emocjach, głębszych przemyśleniach i obawach.

I stoję przed tą fosą taki goły, zawstydzony i czekam na krytykę. Pomału ruszam i znajduję jakieś ubranie. Jest jakoś łatwiej. Ludzie z daleka i tak byli zajęci czym innym.

A za chwilę post polubiły dwie osoby, które uznaję za artystki.

Komu inspiracja? Komu, komu…

Czyżby inspiracja była domeną artystów? Twórców?

Czy ja jako programista, przedsiębiorca, bloger, vloger – jestem twórcą? Odpowiedź nasuwa się sama. Pisanie, filmowanie kojarzy się z tworzeniem.

Ale, co ważniejsze, czy pracownik etatowy (nine to five) ma dostęp do inspiracji? Używa jej? Stosuje jako narzędzie pracy?

Czy może nie jest mu potrzebna?

A może blokuje ją? Przeszkadza mu w pracy?

Własne blokady

Sam łapię się ostatnio na tym, że NIE POZWALAM sobie na robienie rzeczy po swojemu.

Wpis na FB narodził się po przeczytaniu nagłówka książki zatytułowanej Czego najbardziej żałują umierający. Nagłówek nawiązywał właśnie do tego: życia po swojemu, a nie tak, jak inni nam każą.

Być może pracownicy etatowi odczuwają inspirację, posługują się nią, albo okiełznali ją do tego stopnia, że wywołują ją na żądanie.

Kiedyś w książce o pisaniu książek przeczytałem, że nie można czekać na inspirację. Trzeba po prostu wyrobić w sobie rutynę pisania. Najlepiej o tych samych porach. Buduje się w ten sposób warsztat i umiejętność pisania wtedy, kiedy jest na to czas.

Jest 20:18, a ja wczoraj przeczytałem, żeby na 2 godziny przed spaniem nie pracować, bo dzięki temu będzie się miało dobry, regenerujący sen.

Ale jednak przyszła inspiracja do napisania posta i piszę, choć skręca mnie w środku, bo przecież miałem nie pracować przed snem. Ale jednak POZWALAM sobie na napisanie tego, bo w przeciwnym razie będzie mnie jeszcze bardziej skręcać w środku, że nie pozwoliłem inspiracji się uwolnić.

I tak właśnie powstał niejeden mój projekt.

Bezpieczny upust inspiracji

Na szczęście pisanie nie powoduje takich skutków jak uruchomienie kolejnego projektu, czyli inwestycji czasu i pieniędzy na wiele tygodni czy też zaangażowanie innych osób. Napisanie posta wymagać będzie przeredagowania i publikacji, a potem podzielenia się w socialach.

(Teraz przy redakcji uświadamiam sobie, że nie wziąłem pod uwagę, że przecież istnieje ryzyko, że się nie wyśpię. A powinienem był to wziąć pod uwagę.)

Dzięki pisaniu udało mi się kilku projektów NIE uruchomić. Dałem upust energii i to były produktywne momenty.

Kiedyś np. napisałem post o modelu biznesowym dla firmy dystrybuującej Supernote, tablet e-ink, który nabyłem kilka tygodni wcześniej. Notatnik mi się spodobał, a że miałem pod górkę przy kupowaniu, bo importowałem go z Chin, to mogłem rozwiązać problem innych kupujących z Europy.

Nieoczekiwanie miałem całkiem sporo wejść na bloga na ten właśnie post. Stosunkowo dużo więcej, niż z poprzednich artykułów, choć temat dość niszowy.

Programista na etacie a inspiracja

Przecież pracowałem na etacie jako programista. Tworzyłem rozwiązania i oprogramowanie. To dość kreatywna robota. A jednak w większości przypadków nie mogłem sobie pozwolić na działanie pod wpływem inspiracji.

Jako monkey-coder, klepacz kodu, mam konkretne zadania do zrobienia.

Ale ja byłem tak wiele razy w swoich projektach, że nie odpowiada mi bycie monkey-coderem. Być może dlatego cały czas odczuwałem imposter syndrome?

W jednym startupie pracowałem jako one-man-army i zajmowałem się różnymi tematami, nie tylko kodowaniem, ale też procesami, ustalaniem zakresu pracy, organizowaniem sesji event stormingu i raczej pracą detektywistyczną, niż kodowaniem.

Tutaj miałem duże pole do manewru, bo dopóki systemy, którymi się opiekowałem, działały, to nikt nie miał do mnie pretensji. A jak nie działały, to się rzucałem na pomoc, więc i tak nikt nawet nie zdążył mieć do mnie pretensji, że coś nie działa. Poza tym wszyscy wiedzieli, że w startupie nie jest łatwo.

Pozwalałem sobie więc na zorganizowanie zupełnie innych inicjatyw w firmie, takich jak założenie kanału #how-to-slack. Wrzuciłem jeden krótki filmik z ciekawej funkcjonalności, bodajże tworzenia w pół minuty wydarzenia w Google + Zoom dla wszystkich osób na kanale.

Inni podłapali temat i zaczęli publikować swoje własne powertipy. Do tej pory wspominam Andrzeja, który pokazał jak wyświetlić jedynie nieprzeczytane wiadomości i wątki. To był dla mnie ogromny skok produktywności na Slacku.

Robota do zrobienia a inspiracja

Jak teraz o tym piszę, to przypomina mi się książka Siła Nawyku autorstwa Charlesa Duhigga i opowiedziana tam historia o firmie Alcoa. Kultura organizacyjna pozwoliła pracownikom dzielić się przemyśleniami i pomysłami na usprawnienia z menedżerami wyższych szczebli, dzięki czemu firma osiągnęła wielokrotnie wyższe wyniki finansowe. Tam głównym katalizatorem była zmiana jednego nawyku dotyczącego poprawy bezpieczeństwa.

Pracownicy z pewnością mieli swoje momenty inspiracji, w których mogli powiedzieć, co im leży na sercu, albo jakie pomysły gdzieś im zalegają.

Jak sobie to wyobrażam? Emocje narastają, gromadzimy doświadczenia i w pewnym momencie nadchodzi TEN moment, kiedy trzeba zdobyć się na niewielki krok, odważnie go postawić i wziąć konsekwencje na klatę.

(Czasem tymi konsekwencjami jest tylko lekkie ukłucie przy wyjściu ze strefy komfortu oraz niewyspanie.)

Indukcja

A może da się tę inspirację w pracownikach wywołać? Np. jakimś dłuższym warsztatem, na którym dobieramy się do przekonań, powodów, procesów.

To trudniejsze, ale są narzędzia, takie jak chociażby Event Storming czy Liberating Structures.

Trudniejsze, bo po pierwsze trzeba te narzędzia (po)znać, a po drugie trzeba je zastosować. Nakłonić do warsztatu, przeprowadzić, podrążyć, docisnąć czasem kolanem, podsumować i wdrożyć, żeby nie doprowadzić do epidemii cynizmu.

Wiele ryzyk, większy projekt, ale da się tę inspirację indukować.

Ale może da się łatwiej?

Może się da. Jakaś trzecia droga.

Zamiast dociskać kolanem, to można stworzyć odpowiednie warunki. To będzie jakaś mieszanka kultury organizacyjnej, przestrzeni i odpowiednich narzędzi.

Steve Jobs, jak projektował bodajże nowy budynek Pixara, to postawił duży nacisk na to, aby wszyscy pracownicy musieli, w drodze do swojego biurka, przejść przez jedną halę.

To miało spowodować, żeby przypadkowi ludzie z różnych działów wpadali na siebie. Wierzył, że to prowadzi do pobudzenia kreatywności.

Tylko czy warto?

Biznes ma swoje priorytety. Wynikiem warsztatów może być projekt, który wcale nie będzie z nimi w zgodzie.

Po co indukować inspirację, skoro może nie być przestrzeni na to, żeby taki projekt wdrożyć? Albo okiełznać tę energię, jak już ją wywołamy?

Jeśli już czujemy inspirację, morale, energię do działania i jako grupa widzimy, że przedsięwzięcie ma szansę rozwiązać nasze problemy czy daje inne benefity, to czy nie warto od razu działać?

Wracamy do kultury organizacyjnej i ustalenia priorytetów. Być może kładziemy nacisk na coś innego?

Można do tego podejść od jeszcze innej strony i zastanowić się nie CO chcemy zrobić, ale W JAKI SPOSÓB chcemy działać i czy priorytety są w zgodzie z tym podejściem.

Slow Life a Agile

Slow Life i Agile to dwa ważne dla mnie pojęcia, które wydają się być odległe od siebie, a jednak dostrzegam w nich kilka aspektów, które łączą te dwa podejścia. Przestrzeń do współpracy i komunikacji, autorefleksja i ciągłe doskonalenie, adaptacja i elastyczność, a także dążenie do równowagi.

Kultura organizacyjna, która wspiera pracowników w tych obszarach, ma szansę na ujarzmienie energii inspiracji.

Dla mnie kluczowe wydaje się być pozostawienie dużej przestrzeni i ciszy, z której wyłonić się może to, co naprawdę istotne.

Inspiracja jest siłą, która może zaskoczyć, zmotywować i zmienić sposób myślenia lub podejścia do określonego problemu.

Ale do tego jeszcze pewnie wrócimy nie raz i nie dwa.

Podsumowanie

Jest taka książka Przepływ autorstwa Mihály Csíkszentmihályi. Nie czytałem, ale jest powszechnie cytowana w środowiskach naukowych i słyszałem o niej wiele pozytywnych opinii. Wydaje mi się, że mogłaby rzucić więcej światła na temat wywoływania czy ujarzmienia inspiracji wśród pracowników etatowych.

Żeby napisać solidnego posta, uwzględniającego więcej podejść, różne znaczenia inspiracji i korzystania z niej, powinienem najpierw przeczytać tę książkę.

Ale tego nie zrobię.

Jeszcze.

Czuję ogromny niedosyt. Na razie jednak pozwolę sobie zakończyć ten wpis, zostawiając go jako luźne przemyślenia na temat inspiracji, pracy etatowej, kultury organizacyjnej i znalezienia równowagi między życiem prywatnym a zawodowym.

Może kiedyś wrócę do tego tematu z większą wiedzą i doświadczeniem, aby napisać bardziej kompleksowy artykuł. Na razie jednak zostawiam ten wpis takim, jaki jest – jako wyraz spontanicznej inspiracji, która pojawiła się w moim życiu i którą postanowiłem podzielić się z Tobą bez zbędnej zwłoki.

Kto wie, może ten wpis zainspiruje Cię do własnych przemyśleń na temat pracy, życia i tego, jakie miejsce powinna zajmować inspiracja w naszym codziennym funkcjonowaniu.

A jak Ty reagujesz na podszepty inspiracji? Zagłuszasz je? Działasz? Czekasz na naprawdę MOCNE kopnięcie? Wywołujesz? Czy jesz po kawałku, tak jak ja teraz?

Zapisz się do mojego newslettera

Wszystkie najnowsze posty i projekty dostarczane bezpośrednio do Twojej skrzynki e-mail.