Agencja reklamowa
Rozpoczynaliśmy to w złym czasie. Było nas dwóch i obaj imprezowaliśmy na maksa. Zupełnie nie byliśmy gotowi, żeby zająć się biznesem i poważnie potraktować klientów. Ale kusiła nas wolność, jaką obiecywały książki typu self-help i szarlatani w social media.
Klientów jak zwykle znaleźć było trudno. Przez jakiegoś znajomego dostaliśmy kontakt do gościa w średnim wieku, który dopiero co przejął biuro nieruchomości w Krakowie. Siedzibę, mieszczącą się w starej kamienicy, miał dość zaniedbaną.
Znaliśmy się obaj na sprzęcie i marketingu, więc zgodziliśmy się pomóc mu w takich rzeczach jak sieć lokalna (na tym się dobrze znaliśmy) i naprawa domofonu (na tym akurat się nie znaliśmy).
Potem przyszedł czas na zrobienie logo i strony internetowej. Logo wydawało nam się hitem (napis przykryty daszkiem), potem okazało się, że co drugie biuro nieruchomości używało podobnego.
Do stworzenia strony internetowej, która miała mieć bazę i wyszukiwarkę aktualnych ofert, zatrudniliśmy kodera PHP, bo przecież rozpoczynaliśmy wielki biznes i nie mogliśmy tak po prostu zrobić tej strony sami. Głównie ja, bo to ja umiałem kodować, a kumpel był grafikiem.
Strona nie działała jak należy, było pełno błędów, a my wzięliśmy już kasę z góry za to i już myśleliśmy o innych klientach, innych projektach. Stronę trzeba było poprawić, a my nie mieliśmy już kasy na poprawki. Klienta unikaliśmy i w końcu pogroził nam prokuraturą i zmusił do oddania całej kasy, jaką nam dał na zrobienie strony.
Zostaliśmy z długami, bez klienta, z na wpół działającą stroną internetową, którą teoretycznie można było opchnąć do innego biura nieruchomości.
Jakie mieliśmy przekonania i co zrobiliśmy źle?
- Chcieliśmy zarobić cokolwiek, więc chwytaliśmy się dowolnego zlecenia, choćby było luźno związane z tym, co chcieliśmy robić.
- Zleciliśmy wykonanie strony komuś innemu, tracąc szansę na zbudowanie odpowiedniego warsztatu i procesów tworzenia stron internetowych i rezygnując z lwiej części przychodu.
- Wierzyliśmy, że będziemy w stanie szybko pozyskać kolejnych klientów.
- Patrzyliśmy na siebie jak na wielkich biznesmenów, których nic nie powstrzyma i którzy nie mają czasu na takie przyziemne rzeczy jak kodowanie.
Jak teraz bym do tego podszedł?
- Nie robiłbym wszystkiego. Domofonu i tak nie naprawiliśmy, a zmarnowaliśmy czas, który mogliśmy poświęcić na zamknięcie 1 tematu do końca.
- Nawet instalacja lokalnej sieci wymaga całego zestawu drobnych narzędzi, żeby zrobić to sprawnie, tanio i profesjonalnie. Różne usługi wymagają różnego zestawu umiejętności i narzędzi. Strony internetowe robi się inaczej i czym innym niż lokalne sieci. Rozdrobnienie powoduje, że musimy inwestować mnóstwo kasy i nie budujemy warsztatu, który pozwoli nam podnosić jakość i oferować usługi szybciej.
- Robiłbym tylko to, na czym się znamy. Skoro umiem kodować i mamy pierwszego klienta, który ma dla nas zlecenie, to zróbmy dla niego dobry produkt, ale sami. To dałoby nam dużo więcej zrozumienia dla problemu, lepiej znalibyśmy produkt.
- Poszukałbym dla klienta podwykonawcę. Zdobyłbym kontakt do kogoś, kto byłby nam wdzięczny za przyprowadzenie klienta i pomógł naszemu klientowi dużo lepiej, niż próbując naprawić niedziałający domofon. Win-win-win. Dużo lepsza inwestycja czasu niż przyjęcie na siłę zlecenia, którego nawet nie umieliśmy dobrze wycenić.
- Taką stronę z bazą i wyszukiwarką można było odsprzedawać do innych biur za tę samą kwotę. Za pierwsze wdrożenie nam klient zapłacił, więc wystarczyło dokończyć tę stronę. Kosztowałoby nas to znacznie mniej, niż zwrot pieniędzy, a mogliśmy potem sprzedawać już gotowy produkt dalej, za ułamek pracy. Mogliśmy się wyspecjalizować w rynku nieruchomości, dobrze go poznać od kuchni. Mielibyśmy znacznie więcej kontaktów w branży, w której obraca się dużymi pieniędzmi.