Prokrastynacja: prosty trik dla nieco szalonych

To jest wpis z serii 1 sukces dziennie.

W tej serii publikuję codziennie jeden sukces, który osiągnąłem poprzedniego dnia. To praktyczna implementacja podejścia z książki Show Your Work!

Codziennie zapisuję swoje postępy w SlowTracker – aplikacji do zapisywania sukcesów. Następnego dnia rano wybieram jeden lub kilka i tworzę z nich krótki post.

Ostatnio dopada mnie prokrastynacja. Mam do dociągnięcia marketing SpeechZap i męczę się. A ponieważ zrobiłem kiedyś kurs online Ujarzmij Prokrastynację, to pokażę Ci na tym przykładzie skąd to się u mnie bierze i jaki jest jeden prosty trik, który pozwala mi ustawić właściwe priorytety i nadal działać.

I jak zwykle najpierw trochę tła.

Za dużo pomysłów

Do głowy wpada mi mnóstwo pomysłów na nowe produkty. W ostatnim tygodniu przynajmniej dwa, które będę chciał zrealizować i już mnie korci, żeby się nimi zająć. Do tego przy rozmowach z różnymi osobami wpadają idee na kolejne wspólne projekty.

Niestety tego jest za dużo, żeby to wszystko zrealizować. Esencjalista mówi, żeby się skupić na jednym. Podobnie Jedna Rzecz i chyba wszyscy znani mi przedsiębiorcy, którzy odnieśli sukces finansowy.

A jednak lista moich projektów co roku poszerza się przynajmniej o 3-4 bardziej lub mniej zrealizowane projekty. I wiele z nich udaje mi się zrealizować do użytecznej, skończonej formy.

To jeszcze samo w sobie nie gwarantuje sukcesu, ale nauczyłem się dociągać rokujące projekty.

I w weekend znów walczyłem ze sobą:

  1. zająć się nowym, ekscytującym pomysłem, który pomoże mi z marketingiem SpeechZap, czy…
  2. docisnąć najpierw zaplanowane nagrania i poprawki przed publikacją na Product Hunt, które jest najmniej przyjemną dla mnie rzeczą w całym procesie tworzenia i promocji produktu?

W poniedziałek ktoś napisał:

Hej, mam pomysł, który chcę z Tobą jutro omówić na naszym cotygodniowym spotkaniu.

W pierwszym odruchu odpisałem:

ok

W drugim:

Wiesz co, przełóżmy to na później, bo teraz przygotowuję się do launchu, który cały czas mi się oddala.

Skąd to zreflektowanie się?

Prosty trik dla nieco szalonych

W weekend mój dylemat rozwiązałem jak zwykle: gadaniem do siebie 🤪 Idę na spacer, włączam dyktafon SpeechZap i wyrzucam z głowy wszystko:

  • plany
  • obawy
  • dylematy
  • listę zadań do zrobienia

Przepracowuję sam ze sobą powody, dla których chcę coś zrobić (lub dlaczego unikam działania) i dyskredytuję wymówki.

Czasem dopiero po godzinnym spacerze docieram do prawdziwych przyczyn i zadaję sobie pytania:

  • Co by było, jeśli…?
  • Jak mogę inaczej…?
  • Gdybym nie miał nic do stracenia, to co bym zrobił?
  • Co właściwie mam do stracenia?

Ta rozmowa ze sobą pomogła mi bardziej niż cokolwiek innego. Przed sobą nie ukrywam niczego. A nawet jeśli, to szybko się orientuję, że nie byłem ze sobą do końca szczery.

Mało tego, odkrywam różne pragnienia. Np. co jakiś czas wpada mi do głowy pomysł, żeby sobie w coś pograć. Najlepiej coś długiego, jak Wiedźmin 3. Przeszedłem go dwukrotnie z dodatkami, podczas gdy sama podstawka zajmuje ponad 120 godzin rozgrywki.

Jeśli rzuciłbym się na granie, to szybko bym nie wrócił do projektu.

Podczas spaceru rozmowa wygląda zazwyczaj tak:

Chcę pograć. Ale nie wiem w co. Znowu stracę kilka godzin na szukanie czegoś ciekawego i do tego muszę wydać jakąś kasę, a potem znowu się okaże, że mam wyrzuty sumienia, że nie pracuję nad czymś, co miałem dokończyć.

Co mi da granie? Oderwanie się od skomplikowanego i długotrwałego projektu. Jak mogę to inaczej uzyskać? Może po prostu poczytam książkę albo pomedytuję? Może potrzebuję ruchu? Albo zadzwonić do kogoś?

I często prostą rozrywką zaspokajam potrzebę na wystarczająco długo, żeby odpocząć, a jednocześnie na tyle krótko, żeby nie rozproszyć się i dociągnąć rozpoczęty temat.

Motywacja zewnętrzna

W moim środowisku jest kilka osób, które twierdzą, że mają ADHD. A ja uważam, że wszyscy mamy ADHD do pewnego stopnia. Moim działaniem chcę im pokazać, że można i da się kończyć rzeczy. Trzeba tylko dobrze poznać siebie i nauczyć się zauważać momenty, w których rozpraszamy się i odpływamy.

Chcę więc pokazać innym, że potrafię działać w skupieniu przez dłuższy czas, żeby ich też do tego zainspirować i zmotywować.

Ale czasami ta motywacja zewnętrzna jest nieuświadomiona. Ponadto porównywanie się z innymi, o ile czasem może motywować do działania, o tyle zdarza się, że wywołuje we mnie niekonstruktywne, negatywne emocje.

Mówienie do siebie pozwala mi nauczyć się dostrzegać na bieżąco momenty, w których się pojawiają takie niezdrowe motywacje i sprawdzić samemu ze sobą, czy jestem z tym OK.

Obawy

Lubię programować i realizować projekty. Ale potem muszę je jeszcze wypromować. I to jest najmniej ulubiona czynność. Przygotowanie strategii komunikacji, uwypuklenie jednej, najważniejszej, najbardziej atrakcyjnej propozycji wartości, wybranie odpowiednio szerokiej grupy docelowej - to wszystko zawsze stanowi dla mnie spore wyzwanie.

Wybór strategii komunikacji rzutuje na następne tygodnie lub miesiące pracy, podczas których czasem wydaję spory budżet.

Trzeba wykonać sporo działań, dopasować wszystkie komunikaty do siebie, poprawić key visuale, slogany w każdym miejscu, w aplikacji, na landing page’ach, itd. To mnóstwo pracy, którą być może będę musiał zrobić jeszcze raz, jeśli pierwsza kampania nie pójdzie.

Informację zwrotną otrzymuję dopiero po dłuższym czasie, więc pojawia się obawa, że nie trafię z komunikatem i stracę czas oraz pieniądze.

I pewnie nie byłoby problemu, gdybym najpierw zrobił solidny research i upewnił się, że rynek tego potrzebuje. Mam tendencję do tworzenia narzędzi odpowiadających na moje specyficzne potrzeby, a jednocześnie chcę, aby były dość uniwersalne. Tym trudniej jest mi to reklamować.

Te i podobne obawy odkrywam mówiąc do siebie. Poza tym nazwane lęki są dużo mniej straszne. Przydaje się pytanie:

Co najgorszego może się stać?

Jeśli to wypowiem na głos, to mogę sprawdzić ze sobą, czy to jest rzeczywiście takie straszne i czy nie ma czegoś, co jeszcze budzi mój niepokój?

Nieuświadomiony niepokój

Czujesz się czasem jak_ś niespokojny/a i robisz rzeczy, ale cały czas w tle coś jakby się tliło i nie wiesz co?

Ostatnio kilkukrotnie mi się to zdarzyło, gdy mignęło mi coś pilnego do zrobienia, ktoś opowiedział historię czegoś, na co nie mam wpływu, zobaczyłem post o nowej funkcji konkurencji albo dobrą opinię na jej temat. Ale coś mnie rozproszyło i “zapomniałem” o tym. To jednak siedziało gdzieś we mnie i potrzebowałem wrócić do tego.

Zidentyfikowanie tego niepokoju, wydobycie go na powierzchnię i przepracowanie powoduje, że reszta dnia jest znacznie bardziej produktywna. Poza tym dylematy łatwiej rozwiązać, bo nie plączą się pod nogami niepokoje niezwiązane z tematem.

Perfekcjonizm

Oprócz nowych pomysłów oraz obaw i niepokoju w związku z robieniem trudnych rzeczy mam często do czynienia z perfekcjonizmem. To często też rodzaj głęboko zakorzenionego niepokoju, wyniesionego jeszcze z dzieciństwa.

Opowiedz o tym co chcesz zrobić i co wydaje Ci się, że powinno być zrobione. Zastosuj zasadę Pareto i upewnij się, że robisz 20% tego, co da Ci 80% rezultatu.

Zadaj sobie pytania:

  • Co będzie, jeśli tego NIE zrobię?
  • Czy mój odbiorca w ogóle będzie zwracał na to uwagę? (Często kieruję produkty do early adopterów, dla których nie liczy się tak bardzo wygląd.)
  • Czy mogę to zrobić w następnej kolejności, gdy już zrobię to, co najważniejsze?
  • Bez czego się nie obejdę?

W pisaniu (i kilku innych praktykach) przydaje się podejście zaczerpnięte z Biblii Copywritingu Darka Puzyrkiewicza: 3 kapelusze.

Polega to na tym, aby podzielić proces na kilka etapów:

  1. Pisanie - pisz wszystko, co Ci przyjdzie do głowy. Nie edytuj, nie formatuj, nie usuwaj. Pisz, pisz, pisz.
  2. Wybieranie - zaznacz to, co jest dobre. Nie pisz, nie przerabiaj, zaznacz tylko to, co wydaje się kluczowe. Oddziel ziarno od plew.
  3. Edycja - weź to, co kluczowe i przeredaguj, aby dobrze się czytało.

Voilà! Zamiast tworzyć i dopracowywać jednocześnie, możesz najpierw zająć się mięsem (albo tofu, jeśli wolisz), a dopiero później dodatkami i garnir.

Te wszystkie rzeczy - zarówno ważne, jak i te, w których musisz zainwestować dużo, a zwrot będzie słaby - odkryjesz podczas szczerej rozmowy sam ze sobą.

Podsumowanie

Ten trik z gadaniem do samego siebie pozwala być bardziej uważnym na to, co się dzieje wokół. Do tego spacer pozwala odciąć się od bodźców, zwłaszcza, jeśli w trakcie nie masz dostępu do netu. Warto wyłączyć dane komórkowe w telefonie i zrobić sobie cyfrowy detoks.

Mówienie do siebie zmusza trochę do zwerbalizowania myśli i pozwala wychwycić te krótkie przebłyski pomiędzy koleinami myślowymi, które mówią o prawdziwych przyczynach utraty koncentracji na celu. To rachunek sumienia.

Niektórzy nazywają to modlitwą, inni medytacją. Jeszcze inni chwilą refleksji i uważności. Im bardziej oczyścisz umysł z pilnych rzeczy (bieżące potrzeby, powiadomienia, itp.), tym więcej ważnych rzeczy wypłynie na powierzchnię.

Marcin Luter powiedział:

Tak wiele mam dziś do zrobienia, że będę musiał spędzić jeszcze jedną godzinę na modlitwie.

Modlitwa, dla tego XVI-wiecznego lidera reformacji protestanckiej, była priorytetem. Odnajdywał w niej siłę i mądrość potrzebną, do wybierania tego, co najważniejsze. Rozumiał, że nie wszystko da się zrobić.

W ustaleniu priorytetów pomaga medytacja. Nie musisz jednak praktykować zgodnie z naukami hinduskimi czy buddyjskimi. Nie jest ważne, czy siedzisz z wyprostowanymi plecami w pełnym lotosie, czy mówisz do siebie podczas spaceru.

Ważne jest zrozumienie jak działa Twój umysł i co Ci pomaga w osiągnięciu większego spokoju. Im spokojniejszy umysł, tym klarowniejsze myśli i tym mniej obaw, które są powodem prokrastynacji.

Dołącz do 500+ subskrybentów i bądź na bieżąco! 🚀

Wszystkie najnowsze posty i projekty, pogrupowane tematycznie i dostarczane bezpośrednio do Twojej skrzynki e-mail w każdy wtorek. Bez spamu, obiecuję! 🙌