Samoakceptacja – 3 historie

Dzisiaj mam dla Ciebie 3 historie o samoakceptacji.

Historia z Dannym

Korzystam z systemu do wysyłki maili ConvertKit. Ta firma kieruje swoją komunikację do twórców. Zbierają na blogu historie swoich klientów, a potem wysyłają zajawki mailem. Tak trafiłem na Danny’ego.

Danny to starszy pan mówiący o procesie twórczym, zwłaszcza w kontekście rysunku. W swoim newsletterze wysyła eseje. Spodobał mi się jego łagodny, lekko chropowaty głos oraz humor wpleciony w zwięzłe, życiowe opowieści.

Szczególnie utkwił mi w pamięci temat 7-minutowego wideo umieszczonego w poście z jego historią: dążenie do ideału. A właściwie jego brak.

Danny przypomniał mi, że jako ludzie popełniamy błędy. Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy perfekcyjni. Przypomniał mi, że jestem perfekcjonistą i przytłacza mnie ilość pracy do wykonania. Zwłaszcza w obliczu zrobienia kilku kroków wstecz.

Przypomniał mi też, że warto zaakceptować siebie takim, jakim się jest.

Dzięki, Danny!

Historia z kursem

Skarżyłem się mojej terapeutce, że czuję się przytłoczony ilością pracy i brakiem wyników kampanii. Zwróciła uwagę na to, że robię wszystko sam, a mam przecież, trochę jako introwertyk, potrzebę rozmów pobudzających intelektualnie.

Zasugerowała, że nie muszę wszystkiego robić sam. Mogę skorzystać z pomocy specjalistów od reklamy na Facebooku przecież.

Tego samego dnia wieczorem dostałem kolejną reklamę kursu sprzedaży kursów online na Facebooku. Wahałem się długo. Kolejne 1300 zł do wydania, a efekty mogą być znowu marne.

Przekonało mnie, że jednak, że miałem ofertę mentoringu, dostępu do grupy na Facebooku, na której mogę zadawać pytania. Kupiłem. W końcu spece od reklamy, społeczność, jest nadzieja. Kupiłem.

Pomimo później pory przeszedłem kilka pierwszych lekcji o różnych rodzajach produktów. Nic nowego. Doszedłem do grupy docelowej. Nic nowego.

Doszedłem do zadania: opisz konkretną transformację, jaką przejdzie klient po Twoim kursie.

Przykład: sześciopak w miesiąc.

O rety. Slow life to filozofia, docenienie procesu, redukcja stresu, niepokoju, cieszenie się małymi rzeczami i lepsza jakość życia. Jak to ubrać w konkret? Czy moja oferta w ogóle będzie z kimkolwiek rezonować?

Poczułem zniechęcenie, bo do tej pory Facebook przez 2 tygodnie sam mi nie znalazł zbyt wielu odbiorców. Wydałem ponad 400 zł na reklamy, a ja sam też nie wiedziałem jak znaleźć osoby z mojego targetu.

Pomyślałem jednak jeszcze: niche down. Może zawężę ofertę? Skieruję ją np. do introwertyków? Albo introwertyków, ale jedynych żywicieli rodziny? Sam jestem taką osobą, jest szansa na to, że slow life będzie dość naturalnym wyborem introwertyków, a do tego będę mógł łatwiej znaleźć takie osoby. Łatwiej jest mi też znaleźć życiowe przykłady, które do nich przemówią.

Pomyślałem o tym ile pracy muszę włożyć znowu w przygotowanie opisu tej transformacji, przerobienie całej strony oferty i poczułem się przytłoczony. Zwłaszcza, że nie czułem, że nowa strategia przyniesie rezultaty. Znowu wydam 400 zł, a do tego przerabiać wszystkie treści pod introwertyków… Ała.

No ale byłem kompletnie niewyspany, przywołałem jedną technikę z mojego kursu „This too will pass” i odroczyłem zajmowanie się tym tematem.

Dzień później już byłem bardziej wyspany. Postanowiłem skorzystać z tej społeczności i dopytałem o grupę docelową i pomysły na transformację.

Użyłem Chat GPT do stworzenia ciekawych nagłówków (David Ogilvy style) i napisałem na zamkniętej grupie na FB. Twórca kursu i kilka osób chętnie odpowiedziało na pytania.

Nie przejmowałem się, że zostanę posądzony o spam i grałem w otwarte karty. Napisałem też dość obszerny post i obszerne komentarze, licząc na to, że ktoś to jednak w całości przeczyta. I zostałem wysłuchany! Jupiiii!

I co ważniejsze, dostałem konkretne odpowiedzi i potwierdzenie: transformacja, którą opisałem, jest istotna i to nie tylko dla introwertyków.

Wiedziałem, że muszę jeszcze przepisać ofertę, bo moja jest za długa, zbyt mało konkretna. Dostałem jednak sporo inspiracji od ludzi.

Pomyślałem też, że warto jednak wstawiać krótkie, życiowe historyjki, które spowodują, że odbiorca pomyśli: „kurde, to ja!”

Przykładowo:

bawię się z dziećmi i jednocześnie przeglądam w telefonie statystyki zapisów na kurs, podczas gdy dziecko co chwila woła: „Tato, popatrz! Tato, popatrz, popatrz! No tato, popatrz!”

Smutne, nie?

Czy na łożu śmierci będę żałował tego, że nie byłem na bieżąco ze statystykami, czy tego, że moje dziecko nie mogło się doprosić mojej uwagi i wspólnie cieszyć swoimi małymi radościami?

Historia z Susan

Kiedy, sfrustrowany słabymi wynikami kampanii reklamowej, zacząłem rozważać zawężenie mojej grupy docelowej do introwertyków, szybko znalazłem kilka tropów. Po pierwsze społeczność Introwertykalni, która okazała się ogromna.

Po drugie, dzięki tej społeczności, trafiłem na wystąpienie Susan Cain na konferencji TED. Mówiła o sile introwertyzmu.

Susan pozwoliła mi lepiej zrozumieć moje zalety i potrzeby i bardziej zaakceptować siebie, jako introwertyka.

Zaakceptować.

Silnie to wybrzmiało w odniesieniu do historii o Dannym i wideo, które obejrzałem zaledwie kilka godzin wcześniej o perfekcjoniźmie.

Akceptacja samego siebie, swojej niedoskonałości, zrozumienie swojej natury i świadomość, że mogę wykorzystać swoje zalety – to wszystko spowodowało, że poczułem wewnętrzny spokój.

Dzięki, Susan!

Podsumowanie

Te 3 historie powiązane są zaledwie jednym dniem. Czasem dzieje się wiele w moim życiu, czasem niewiele. Te historie pokazują mi jak bardzo nieraz wpadam w moje koleiny myślenia i zapominam, że popełniam błędy i to jest OK. To proces. Droga.

Dla mnie odkrywanie siebie, poznawanie, lepsze zrozumienie, to wartość sama w sobie. Przynosi ulgę i daje nadzieję.

Dołącz do 500+ subskrybentów i bądź na bieżąco! 🚀

Wszystkie najnowsze posty i projekty, pogrupowane tematycznie i dostarczane bezpośrednio do Twojej skrzynki e-mail w każdy wtorek. Bez spamu, obiecuję! 🙌