Książka o morsowaniu
Wstęp
Pamiętam, że jak byłem dzieciakiem, to mignęła mi gdzieś w wiadomościach relacja znad morza o morsach – ludziach, którzy kąpią się zimą w morzu. Uważałem to za totalne wariactwo.
Później w hotelu w Rabce mieliśmy kriokomorę. W ramach wczasów odchudzających oferowaliśmy sesje w temperaturze -128 stopni Celsjusza. Byłem tam kilka razy z kuzynem no i pisałem materiały marketingowe, ulotki i posty na naszego bloga o korzystnym wpływie zimna na organizm człowieka.
Pamiętam, że wrzuciłem też na nasz profil na FB link do artykułu, w którym bodajże Agnieszka Radwańska brała kąpiel w wannie z lodem.
Nadal jednak nie wyobrażałem sobie wejścia do przerębla.
Aż do czasu, kiedy kuzyn, z którym zaczęliśmy się przygotowywać do naszego pierwszego maratonu, zaczął ze znajomymi morsować i zaszczepił to u nas. Pierwszy sezon się opierałem, ale było coś magicznego w wejściu do przerębla, zwłaszcza w pięknych okolicznościach górskiej przyrody.
Do maratonu co prawda nigdy nie dotrenowałem, bo rozwaliłem sobie kręgosłup. Podejrzewam siedzenie całymi dniami przy kompie, noszenie dzieci, oglądanie filmów w łóżku i nagłe wejście w treningi, bez ćwiczeń rozciągających i wzmacniających, itp.
Za to morsowanie zaskoczyło. Endorfiny, piękna zima, dobre towarzystwo, adrenalina i poczucie, że robi się coś szalonego. Coś, na co niewielu się decyduje.
Miałem jednak pewien problem z morsowaniem. Po dłuższym pobycie w wodzie wychodziły mi na wewnętrznej stronie ud i na brzuchu czerwone, twarde plamy, które pod dotykiem bolały jak zakwasy.
Pytałem więc ludzi, szukałem informacji w internecie i okazało się, że jest już sporo morsów w Polsce. Na palcach jednej ręki mogłem podać miejsca, w których ludzi pytali o podobną dolegliwość do mojej.
Dowiedziałem się wtedy też o różnych przekonaniach morsujących, sposobach i technikach. Zobaczyłem, że ludzie sprzedają różne sprzęty do morsowania, jak czapki, ponczo, i oczywiście buty neoprenowe.
Znalazłem kilka książek o hartowaniu ciała. Niektóre pozycje jeszcze z czasów ZSRR, które opisywały hartowanie w kontekście budowania siły narodu radzieckiego i podobnego typu bzdury.
W każdym razie zacząłem pogłębiać wiedzę i budować mapę rynku morsów. A że karmiłem się książkami i podcastami guru biznesu i marketingu i widziałem, że wiedza o morsowaniu (i ryzykach, takich jak hipotermia) jest dosyć rozproszona, to postanowiłem napisać o tym książkę.
W tym czasie morsowanie było już na końcowym etapie early adopters. Wiele osób z niedowierzaniem lub podziwem reagowało na wieść o tym, że morsuję.
A ci, którzy morsowali, zaczynali przesadzać. “Nie jesteś morsem, jak nie siedzisz w wodzie przynajmniej 15 min”, itp. Zaczynało się robić niemiło, a brakowało choćby zgody co do definicji morsowania.
Jeden kolega z BNI, jak oznajmiłem mu, że zamierzam napisać książkę o morsowaniu, na początku był bardzo sceptyczny. Ale jak zacząłem z pasją opowiadać o tym jak wygląda obecnie rynek, to również się zapalił i podsunął mi jeszcze kilka pomysłów do monetyzacji tej książki. Zasugerował m.in. żebym zrobił wczasy w hotelu z morsowaniem.
Niestety, mój perfekcjonizm mnie przygniótł. Napisanie rzetelnej książki, kiedy nie ma się kompletnie oszczędności, za to mnóstwo projektów na głowie, było dla mnie zbyt dużym wyzwaniem.
Przeczytałem też książkę o morsowaniu i diecie ketogenicznej, nad którą płakałem od pierwszych stron. Płakałem z frustracji, bo bolało mnie jak mało przystępnym, przeintelektualizowanym językiem jest napisana, a czułem, że muszę ją przeczytać, żeby wypełnić luki w wiedzy.
Autor przytaczał różne badania i dało się wyczuć, że temat nie jest prosty i nie ma jednoznacznych odpowiedzi na pytanie jak zimno wpływa na organizm człowieka i w jaki sposób prawidłowo powinniśmy morsować.
Za to z tamtej pozycji zgromadziłem mnóstwo źródeł, bo co jak co, ale bibliografię książka miała dość pokaźną.
Z próby napisania książki została mi szeroka wiedza o wpływie zimna na organizm człowieka, hipotermii, metodach pomiaru temperatury ciała i pełno anegdotek.
Jakie miałem wtedy przekonania?
- Książka pozwoli mi zostać ekspertem w dziedzinie.
- Książka musi być rzetelna, bo nie ma jednego sensownego i rzetelnego źródła informacji o morsowaniu.
- Mały zysk z książki, a duży nakład czasu. Zbyt długi zwrot z inwestycji i bardzo niepewny.
- Widziałem też, że coraz więcej osób pisze pracę magisterską na temat morsowania. Co chwila pojawiały się na grupach prośby o wypełnienie ankiety. Czułem, że nie mam do tego kompetencji. A na pewno nie tak wiele, jak studenci medycyny, którzy mają dostęp do badań i siłą rzeczy będą musiały napisać rzetelne prace.
- Autor książki o morsowaniu jest ekspertem. A był?
Jak teraz bym do tego podszedł?
- Zacząłbym od serii artykułów na tematy, które były dla mnie jasne.
- Nie uwierzyłbym, że autor książki o morsowaniu był ekspertem. Wiedziałbym teraz, że mogę napisać przystępną pozycję, którą nie jest najeżona żargonem medycznym i może wyjaśniać pewne mechanizmy w sposób co najmniej łatwy do zrozumienia. Nawet, jeśli okazałoby się, że to faktycznie nie ma prostych odpowiedzi.
- Poszukałbym ekspertów z branży medycznej wśród grup morsowych. Mógłbym przeprowadzić z nimi wywiady i napisać kilka artykułów, które od razu mógłbym opublikować i zobaczyć zainteresowanie tematem. Rzetelna wiedza, ale w małych porcjach. Potem dopiero pełna książka.